3 CUKINIE mordujemy na grubej tarce, dodajemy 4 JAJA, sól, pieprz, vegetę. Zagęszczamy MĄKĄ. Mieszamy. Smażymy. Zjadamy. Klepiemy się po brzuchu.
Dziękujemy Dorotce za super prosty i pyszny przepis! :)
3 CUKINIE mordujemy na grubej tarce, dodajemy 4 JAJA, sól, pieprz, vegetę. Zagęszczamy MĄKĄ. Mieszamy. Smażymy. Zjadamy. Klepiemy się po brzuchu.
Dziękujemy Dorotce za super prosty i pyszny przepis! :)
Zamarzyło mi się trochę lata i trochę zabawy :) Od dawna miałam ochotę wyczarować coś leciutkiego, słodkiego i pachnącego... Z jakiegoś powodu wanilia jest dla mnie kulinarnym latem. Z jakiegoś powodu też w kuchni czuje się jak na placu zabaw.
Czy gotowanie potrzebuje dojrzałości, opanowania, rozsądku i tym podobnych miarek?... nie sądze. Mój wieczny infantylizm i głowa w chmurach doskonale sobie dają radę i świetnie się przy tym bawią. Nie będe się już chwalić choćby kanapkami którymi karmię Małża ... Nie, nie pisze LOVE ketchupem, nie lubię chodzić na skróty, wole wycinać literki z pleśniowego sera i papryki, serduszka z mini pomidorków, związywać supełki na szczypiorkach, i robić inne naprawde niepożyteczne rzeczy. Czy lepiej smakuje? Nie koniecznie. Uśmiech Małża za to bezcenny ;)
Ostatnio byłam uczestnikiem debaty porównawczo- wyśmiewczej, nt. jak to pięknie i uporządkowanie gotują mężczyźni, a jak podchodzą do tego kobiety. I tak, przyznaję się a nawet jestem dumna. Potrawę którą da się przygotować w jednym rondelku, ja przygotowuje w 10 garach, jedna kuchenka to dla mnie za mało i zazwyczaj zużywam przy moich operacjach wszystkie dostępne sztućce. Bałaganie niemiłosiernie. Wyjadam za każdym razem z misek połowę składników, i rozmyślam o losach wszechświata gdy powinnam pilnować czasu gotowania. Uważam, że dzikie tańce i śpiewy do chochelki są niezbędną przyprawą każdego mojego wytworu jadalnego. W mojej lodówce mieszka chaos, odczasu do czasu coś żyje w niej swoim własnym życiem. Ale jestem bardzo szczęśliwa z tego co i jak robie i co najważniejsze moja druga połowa jest jeszcze szczęśliwsza. O to chyba chodzi w gotowaniu, no nie? ;)
Ale do rzeczy... w końcu! Dziś będzie o moich kochanych VANILLA CUPCAKES , czyli BABECZKACH WANILIOWYCH, nie tylko dla babeczek! Jeśli lubicie troche pogrzeszyć zjadając małe, megasłodkie różowe chmurki to zapraszam do zabawy :)
Foremkę na 12 muffinów
12 papieroweych osłonek na muffinki
Ciasto:
125g niesolonego masełka w temperaturze pokojowej
125 g drobno mielonego cukru
2 jajka w temperaturze pokojowej
1 ½ łyzeczki ekstraktu waniliowego / nasionka z 1 laski wanilii
125 g mąki z dodatkiem środków spulchniających
½ łyzeczki proszku do pieczenia
3 łyzki mleka 2%
Lukier:
125g niesolonego masełka, w temperaturze pokojowej
½ łyzeczki ekstraktu waniliowego /nasionka z 1 laski wanilii
250 g cukru pudru
1 łyzka mleka 2 %
Różowość (bądź innokolorowość w zależności od upodobania)– czyli kilka kropelek barwnika spożywczego (opcjonalnie)
Odrobina marcepanu do dekoracji (również opcjonalnie)
Przygotowanie ciasta:
Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni i wykładamy forme do muffinkow, papierowymi osłonklami. Masło, drobno mielony cukier i ekstrakt waniliowy / nasionka wanilli łaczymy miksując przez ok 7 min, do czasu kiedy masa zrobi sie puszysta i lekka. Dodjemy jajka, po jednym, miksując za każdym razem przez ok 2 min. W osobnej misce łaczymy mąke i proszek do pieczenia, następnie stopniowo dodajemy je do masy miksując. Na konću dodajemy mleko i miksujemy 1 minute. Wypelniamy równomiernie foremki na muffinki i pieczemy ok 25 minut. Po upieczeniu wyjmujemy muffinki z formy i odkladamy w przewiewnym miejscu by ostygły.
Lukier:
Miksujemy masło z ekstratem waniliowym przez ok 2 min, aż stanie sie puszysta masą. Dodajemy stopniowo i ostrożnie cukier puder (w moim przypadku cukier puder zostaje dodany do całości kuchni i do wszelkich obiektów znajdujących się w promieniu kilku metrów od miksera). Miksujemy kolejne 2 minuty na koniec dodajemy mleko i kilka kropelek różowości.
Pozostaje otrzepać się z cukru pudru, pokryć babeczki lukrem i wyobraźnią. Ja użyłam cukrowych ozdób i marcepanu, który również został potraktowany różowością
Smacznego!
... zakrzyknął Arturo, wymachując łyżką nad garnkiem złotego dyniowego kremu.
Należą się wielkie ukłony w strone Autora bloga Eat After Reading z którego przepisu skorzystałam w kreacji tego małego cudu :) Zupa wykwintna i prosta w przygotowaniu, największą trudność sprawiało jedynie odpieranie wytrwałych ataków Małża, orbitującego z łyżką gdzieś po przestrzeniach kuchennych... w celach wiadomych ;)
Jak za doknięciem czarodziejskiej różdżki, słonecznie i poetycko zrobiło się przy naszym stole. Optymistycznie i niepowtarzalnie. A jeśli dynia potrafi być romantyczną, to ta właśnie jest takową. Za oknem bursztynowy zachód słońca i rude liście. Poezją jasnego dnia.
Pełny jeszcze garnuszek szczęścia nie długo kusił, jedna dokładka, druga, niektórzy nawet i trzecia... :)
Spójrz, jak łagodnie
słońce schodzi poza horyzont
jakgdyby chciało powiedzieć
nam, którzy tu zostajemy
jeszcze na chwilę
iż ciemność jest jedynie
ukrytym blaskiem
/Ludmiła Marjańska/
Z kuchni dochodzą mnie jeszcze zapachy wczorajszej pysznej kolacji. Dopiero zaczynam odkrywać kuchnie marokańską w domowym wydaniu, ale myślę, że zagości u nas na stałe. Tak twierdzą nasze szczęśliwe brzuchy :)
Potrzebujemy:
250 g kuskusu, najlepiej z dodatkiem warzyw (papryka, pomidory, cebula)
Skórka i sok z połowy cytryny
1 łyżka oliwy bądź oleju
2 łyżki płynnego miodu
3 piersi z kurczaka, pokrojone na kawałki
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżka kminku w proszku
400 g pomidorów w kawałkach z puszki
500 ml bulionu z kurczaka
200 g zielonej fasolki
Sól
Pieprz
Kuskus wsypujemy do miski i zalewamy 350 ml bulionu, przykrywamy i odstawiamy. Z jakiegoś powodu kuskus zalewany tylko wodą wydawał mi się płaski w smaku. Dla bardziej autentycznego marokańskiego odczucia można dodać sok z połowy cytryny i skórkę. Dla mnie kwaśny kuskus to nieporozumienie ;)
Kurczaka lekko przyprawiamy solą, jeszcze lżej pieprzem. Polewamy 2 łyżkami miodu i odstawiamy na 10 min w chłodne miejsce. Na dużej patelni podgrzewamy olej i smażymy kurczaka na średnim ogniu, trzeba uważać, gdyż za duża temperatura spali cukier w miodzie. Smażymy ok 10 min.
Cynamon, kminek, pomidory, 150 ml bulionu, fasolkę oraz sok i skórkę z cytryny wkładamy do małego rondla i zagotowujemy. Gotujemy przez ok 10 min, aż fasolka będzie wystarczająco miękka. Tu także, cytryna jest dowolną sprawą, można dodać pół, można mniej ;)
Kurczaka można podać zalanego sosem z fasolką, bądź osobno, w obu postaciach jest znakomity :)
250 ml oleju (kubek)
125g obranych migdałów
1 łyżka stołowa sosu sojowego
4 łyżeczki mąki kukurydzianej
300 g piersi kurczaka, pociętej w paski
1 średnia cebula, posiekana na piórka
1 łodyga selera naciowego pocięta w ukośne paseczki
50 g zielonej fasolki
60 g pędów bambusa z puszki
2 cm kawałek świeżego imbiru, utarty
3 łyżki bulionu z kurczaka
2 łyżki Chińskiego wina ryżowego, lub sherry
2 łyżki wody
1 łyżeczka oleju sezamowego
Sól
Pieprz
Podgrzewamy olej w małym garnku i smażymy migdały przez około minutę, aż się zezłocą. Wyjmujemy i odsączamy je na papierowym ręczniku. Olej zostawiamy na później.
Łączymy sos sojowy, i 2 łyżeczki mąki kukurydzianej w dużej misce, dodajemy kawałki kurczaka i mieszamy aż całe będą pokryte w sosie. Odstawiamy na 5 minut.
Na patelni lub w woku podgrzewamy 3 łyżki oleju z migdałów. Podsmażamy kurczaka na dużym ogniu przez ok 2 minuty. Wyjmujemy i odkładamy kurczaka na boczek.
Jeśli trzeba dolewamy oleju do woka i smażymy cebulę i selera przez 4 minuty. Dorzucamy fasolkę (ja zawsze wcześniej ją gotuje w osolonej wodzie przez 10 minut), bambusa i imbir i smażymy przez kolejną minutę ciągle mieszając.
Następnie do woka dolewamy bulion, wodę, wino ryżowe lub sherry oraz olej sezamowy. Przykrywamy i gotujemy przez ok 1 min
Pozostałe 2 łyżeczki mąki kukurydzianej łączymy z 1 łyżką wody i mieszamy aż znikną grudki. Dolewamy do sosu w woku, mieszamy i zagotowujemy.
Wrzucamy do woka kurczaka i migdały. Mieszając podgrzewamy i doprawiamy do smaku solą i pieprzem.
Podajemy z ryżem, noodlami bądź makaronem.
Udało się w końcu zrobić zdjęcie przed pożarciem. Sernik Cioci Ali i babci Helenki, wzbogacony o polewę z białej czekolady i różowość :)
Skąd się bierze mój ciąg do japońszczyzny ostatnimi czasy? Oczywiście poza uwielbieniem dla smaku, mam uwielbienie do bezwysiłkowości zakupów. A że od dłuższego czasu zaopatruje się w naprawdę dobrym sklepie, może nadejszła wiekopomna chwila i go polecę. Klikamy TU, jesteśmy oczarowani szerokością wyboru autentycznych produktów, zamawiamy, płacimy grosze, na następny dzień pukanie do drzwi i witamy świeżą, pachnącą przesyłkę z kawałkiem Japonii :)
A oto część mojej ostatniej przesyłki, znalazło się pare nowych ciekawych produktów którymi postanowiłam sie bezczelnie pochwalić, jak również parę nieodzowników które każdy znać powinien.
Może zacznę od lewego górnego rogu. Biało czerwone pudełeczko, z białym napisem z krzaczków, to granulki dashi, bez których zyć nie umiem. Po prawej pierwsza ciekawostka, japońska zupa szpinakowa Knorr. Mam absolutnego szpinakowego fioła, także musiałam ją mieć :) Dalej na wpół już zjedzone opakowanie orginalnych ciasteczek Momiji Manjyu z pastą z czerwonej fasoli. Zajadaliśmy się nimi w będąc Miyajimie (LINK). Są absolutnie przepyszne i łza zakręciła się w oku kiedy znalazłam je na stronie ;) Polecam szczególnie gorąco!
Dalej mamy groszki wasabi które możemy pochrupać w każdej restauracji japońskiej, i jakaś nowa przyprawa o której jeszcze wiele nie wiem, ale napewno znajde dla niej zastosowanie. Oczywiście pasta wasabi, którą namiętnie zajadam, najczęściej w rolkach krabowych. Musze kiedyś pomyśleć o wrzuceniu przepisu :)
Butelki to sake do gotowania i sos sojowy Kikkoman. Zangielszczony kikkoman z supermarketu naprawdę się nie umywa... I kolej na jeden z moich ulubionych zakupów. Praska do dumplingów, podobno, bo ja przysięgłabym, że moja mama ma identyczną do ruskich pierogów. Teraz jeszcze musze się nauczyć te pierogi robić. Kolejno biała pasta miso (która wg moich omylnych oczu jest ewidentnie żółta) i shichimi togaarashi.
W dolnym rządku, Wakame, wspomniane w przepisie na miso. Jakiś błyskawiczny posiłek który postanowiłam wypróbować. Dwie orginalne lakierowane miseczki do miso, niewiedzieć czemu nie przywiezione przez nas z Japonii i powyżej Daikon, przypominająca marchewkę w kolorze pietruszki japońska rzodkiew, dla której w weekend znajde zastosowanie :)
Oczywiście nie zapomniałam o podstawie czyli o tradycyjnych japońskich bronkach Kirin i Yebisu :)
Nieodłącznym elementem niemal każdego japońskiego posiłku jest ryż. Zupa miso smakowicie pachnie już z drugiego miejsca konkursu na nieodzowność w jadłospisie przeciętnego Japończyka.
Jest niesłychanie prosta do przyrządzenia, jeśli tylko nie robimy jej od podstaw a korzystamy z gotowych półproduktów. Potrzebujemy przedewszystkim pasty MISO, składa się ona głównie z przetartej i sfermentowanej soji z dodatkami pszenicy, ryżu czy jęczmienia. Występuje w kilku odmianach, o których nie będe zanuzdać :) Drugim podstawowym składnikiem jest DASHI, czyli wywar z suszonej ryby i wodorostów, bardzo często dostępny w postaci granulków rozpuszczalnych w wodzie. To co w zupie pływa, nie jest już tak nieodzowne dla smaku, aczkolwiek też ważne, jeśli chcemy skosztować autentycznego przysmaku. Rodzajów zupy miso wbrew pozorom jest sporo. Ja wybrałam ta najpopularniejszą, czyli Wakame To Tofu No Miso-Shiro. Na inne też przyjdzie kolej :)
Potrzebujemy:
400 ml wywaru dashi, bądź jedną łyżeczkę granulków dashi rozpuszczoną w 400 ml wody
45 ml / 3 łyżki stołowe białej pasty miso, średnio słodkiej
Łyżeczkę Wakame, czyli suszonych wodorostów
Jedną poszkatkowaną zieloną cebulkę
Kawałek miękkiego tofu
ew. przyprawy shichimi togarashi lub sansho
Przygotowanie:
Wakame wsypujemy do miski i zalewamy zimną wodą do nasiąknięcia. W międzu czasie zagotowujemy wywar dashi i kroimy tofu na kostki 1cm/1cm. Potrzebujemy zaledwie kilka (4-5) kostek na jedną miseczkę. Gdy wywar się zagotuj zlewamy 2 chochelki do miseczki i rozprowadzamy w nim pastę miso. Następnie przelewamy ok 2/3 wywaru z miso spowrotem do garnka i kosztujemy, jeśli zupa jest za mało słona dodajemy więcej. Dodajemy odsączone wakame i kostki tofu, podgrzewamy aż do momentu tuż przed zagotowaniem, kiedy dodajemy cebulkę i ściągamy z ognia
Zupka miso tradycyjnie podawana jest w lekkich, lakierowanych, drewnianych miskach. Można posypać szczyptą przypraw.
Składniki:
3 łyżki oliwy
1 duża cebula, pokrojona na piórka
200 g wędzonego boczku (w plasterkach)
1 czerwona papryka, pokrojona
3-4 piersi kurczaka, pokrojony w duże kawałki
200g szpinaku
250g pomidorków koktajlowych
100 ml gestej (słodkiej) śmietany
3 łyżki świeżego pesto z bazylią (lub więcej wedle uznania)
Kilka świeżych liści bazylii do przybrania
W szerokiej patelni podgrzewamy 1 łyżkę oliwy i wrzucamy cebulkę na ok 5 minut. Gdy cebulka się zeszkli dodajemy boczek i paprykę. Smażymy do momentu gdy bekon zrobi się chrupki. Przekładamy wszystko do miseczki.Na patelnie wrzucamy kurczaka i skrapiamy pozostałymi 2 łyżkami oliwy, solimy i pieprzymy. Smażymy do momentu gdy kurczak się zezłoci. Dodajemy cebulkę paprykę i boczek a następnie wypłukane liście szpinaku i przekrojone na połówki pomidorki. Mieszamy dużą łyżką do momentu gdy szpinak będzie gotowy (ok 3 min). Wlewamy śmietanę i sos pesto. Mieszamy by smaki się połączyły i podgrzewamy. Można doprawić do smaku solą i pieprzem. Podajemyprzybrane listkami bazylii i skropione dodakową łyżeczką pesto.
Jedna z popularniejszych potraw kraju Kwitnącej Wiśni, na tyle lubiana i smakowita,
że doczekała sie nawet specjalizujących się tylko w niej sieci barów i restauracji
Składniki:
8 udek z kurczaka, bez kości
4 zielone cebulki
Przyprawa shichimi togarashi
Sos Yakitori
8 łyżek sake
10 łyżek sosu sojowego
2 łyżki mirin
2 łyżki cukru
Do przeżądzenia Yakitori, łączymy wszystkie składniki w małym garnuszku i podgrzewamy. Gdy sos się zagotuje zmniejszamy ogień i redukujemy przez ok 10 min.
Rozgrzewamy grill do ok 180-190 stopni i przez ok 5 min grilujemy udka kurczaka w całości bądź pocięte w mniejsze kawałki (ok 3 cm). Po tym czasie wyjmujemy kurczątko i kąpiemy we wcześniej przygotowanym sosiku. Ponownie grilujemy, tym razem przez ok 2 min. Cały cykl powtarzamy, ok 3- 4 razy, aczkolwiek można i więcej jeżeli starczy sosiku. Cebulkę pociętą w dlugie paski podsmażamy lekko na patelni, lub grilujemy. I podajemy z kurczakiem. Mięsko można opcjonalnie lekko posypać shichimi togaraschi, która nadaje pikantnego smaku, lub podwać z ćwiartką cytryny.
Kurczątko Yakatori świetnie też wychodzi na BBQ jako szaszłyczek polewany od czasu do czasu sosikiem.
''Kulki'' na fotce, to nic inngo jak grzybki shiitake obtoczone w jajku, mące i w japońskiej bułce tartej- panko, oprószone solą i smażone na głębokim oleju. Pyszne nie mniej niż Kurka!
Tenże słodki, rozpływający się w ustach ryb nauczył mnie, iż zawsze warto natrudzić sie odrobinę bardziej i zamiast gotowego sosu z półki w supermarkecie, przygotować swój własny, za to napewno zgodny z tradycją i niebiańsko lepsiejszy.
Skład:
4 filety z łososia (ok 150 g każdy)
50 g kiełków fasoli
50g groszku cukrowego
20 g marchewki, pokrojonej na cieńkie paski
Sos Teriyaki
3 łyżki sosu sojowego
3 łyżki sake
3 łyżki mirin
3 łyżki cukru
W małym garnszku podgrzewamy sos sojowy, sake, mirin i 1 łyżkę cukru, aż do momentu gry cukier się rozpuści. Odstawiamy do ochłodzenia na 1 godzinę. Po godzinie zalewamy sosem łososia i marynujemy przynajmniej 30 min.
Następnie rozgrzewamy grill do ok 180 stopni. Łososia odsączonego z marynaty układamy na posmarowanej oliwą tacy i grilujemy po 3 minuty z każdej strony, aż rybka nabierze złotego koloru. Pozostały z marynowania sos, wlewamy do garnuszka, dodajemy 2 łyżki cukru i podgrzewamy. Gdy cukier się rozpuści, połową sosu polewamy łososia i grilujemy aż sos zacznie tworzyć bąbelko, powtarzamy z drugiej strony
W lekko osolonej wodzie gotujemy warzywa, tak by pozostały chrupiące(ok 5 min).
Ryba układamy zgrabnie na artystycznie splecionym łożu warzyw, jak ukazuje zdjęcie i polewamy reszteczką sosiku. Yum!
Kolejny prosty, tradycyjny wytwór na mojej japońskiej liście. Coś zupełnie innego niż tłuczone kartofle ze śmietanką, cebulką i masełkiem. Jeśli można się o ziemniakach wyrażać w bardziej subtelnch kategoriach, to te sa właśnie takie - lekkie i zwiewne.
Składniki:
15 ml oleju sezamowego
1 cebula, drobno posiekana
1 kg młodych ziemniaczków
200 ml wywaru dashi, bądź 200 ml wody + 1 łyżeczka granulków dashi
3 łyzki sosu sojowego
W dużej głębokiej patelni/ woku podgrzewamy olej sezamowy, wrzucamy poszatkowaną cebulkę a po 30 sekundach ziemniaczki (opłukane i nie obrane). Po 2 minutach zalewamy wywarem dashi i sosem sojowym, zmniejszamy ogień na mały, przykrywamy i gotujemy ok 15 min, co 5 min mieszając ziemniaczki. Po 15 min odkrywamy patelnie i przez 5 min redukujemy sos. Podajemy w głębokiej misce zalane sosem.
Coś co bardzo lubimy, mega prosto, ekspresowo, smacznie i zielono..
Potrzebujemy:
450 g świeżych liści szpinaku
30 ml sosu sojowego
30 ml wody
1 łyżkę ziaren sezamu
W autentycznym przepisie używa się japońskiej odmiany szpinaku, ja z czystego lenistwa i wzgląd na pamiętne chwile w przedszoklnej stołówce, wybralam najpospolitszy ze szpinaków.
Liście płuczemy, następnie zanużamy w gotującej się wodzie na około 15 sekund. Odcedzamy, przelewamy wodą i odciskamy. Z góry szpinaku pozostanie nam niepozorna grudka. Sos sojowy mieszamy z wodą i zalewamy grudkę. Podczas gdy grudka nasiąka, prażymy sezam na suchej patelni. Studzimy. Wracamy do naszej grudki, którą ponownie odciskamy z nadmiaru sosu i jednocześnie grudkę przekonwertowywujemy w walec. Walec kroimy ostrym nożem na mniejsze walczyki, ok 2-3 cm. Na koniec każdy końce walczyków ‘zamaczamy’ w ziarenkach sezamu.
Krem:
2 duże jajka, 3 żółtka
125 g mielonego cukru/cukru pudru
2 łyżki mąki kukurydzianej
600 ml słodkiej gęstej śmietany
120 g świeżych malin
Laska wanilii, lub ekstrakt waniliowy
Ciasto:
100g niesolonego masła
100g mielonego cukru/cukru pudru
3 żółtka z dużych jaj
200g mąki
Szczypta soli
Ciasto:
Ubijamy masło z cukrem, nastepnie mieszając stopniowo dodajemy żółtka. Na końcu wsypujemy mąke i cukier i urabiamy aż z ciasta będzie można uformować kulkę. Zawijamy w folię i wkładamy do lodówki na min 10 min.
Piekarnik rozgrzewamy do 200C (180C z termoobiegiem). Na oprószonej mąką powierzchni rozwałkowujemy ciasto na grubość ok 3mm. Delikatnie przenosimy ciasto do formy na tartę (o głębokości 3 cm i średnicy 23 cm) obcinamy nadmiar ciasta i ewentualne pęknięcia i dziurki zalepiamy pozostałym ciastem. Następnie ciasto nakłówamy widelcem, by podczas pieczenia powietrze miało gdzie uciec. Przykrywamy ciasto papierem do pieczenia na który wysypujemy ryż. Pieczemy przez 10 min, po czym wyjmujemy z piekarnika i usuwamy ryż i papier. Pieczemy kolejne 5 min by ciasto skruszało i nabrało złotego koloru.
Krem:
W dużej misie ubijamy jajka, białka, cukier, nasiona z laski wanilli i mąkę kukurydzianą. W garnku podgrzewamy śmietankę aż do momentu tuż przed zagotowaniem. Gorącą śmietanę dodajemy malutkimi porcjami do ubitych jajek. Gdy całość bedzie wymieszana, wlewamy spowrotem do garnka i podgrzewamy aż zacznie gęstnieć , krem powinien mieć konsystencje trochę gęstszą od budyniu.
Zmniejszamy temperature piekarnika do 180C. Krem wylewamy na ciasto dodajemy maliny (kilka zostawiamy do udekorowania) i wyrównujemy powierzchnię. Pieczemy przez ok 25-30 min, aż krem lekko stężeje.
Zostawiamy do wystygnięcie. Tartę można podawać w temperaturze pokojowej lub schłodzoną w lodówce.
Składniki:
1 jajko
3 duże łyżki gęstego jogurtu greckiego (kefiru lub odtłuszczonego serka homogenizowanego)
Kilka łyżek otrębów owsianych (ok 8)
0,5 łyżeczki proszku do pieczenia
Oliwa z oliwek
Wersja słodka:
Łyżeczka cynamonu
Starte jabłko
6 łyżeczek słodzika w proszku
Wersja spicy:
Sól i pieprz do smaku
Drobno posiekana zielona cebulka lub szczypiorek
Opcjonalnie: 2 łyżki startego parmezanu lub drobno pokrojony plaster dowolnego sera, siekane papryczki, pomidorki, grzybki, przyprawy jak papryka w proszku, zioła itp.
Z tej ilości składników wychodzi ok. 6 placuszków. Zwykle wiec przygotowuje podwójną ilość. Jajka mieszamy z serkiem w dużej misce dodajemy otręby, tak by ciasto nie było zbyt suche i gęste. Dodajemy wybrane przyprawy i ponownie mieszamy.
Na patelni rozsmarowujemy odrobinę oliwy. Smażymy placuszki na średnim ogniu ok 2 min z każdej strony. Wersja pikantna doskonale zastępuje chlebek. Najchętniej wcinamy z plasterkiem wędzonego łososia i cebulką.
Sałatka powstała pewnego leniwego, acz natchnionego sobotniego popołudnia jako mix dwóch przepisów i szczypty inwencji własnej.
W rolach głównych:
225g sera halloumi (bądź dwa razy tyle... )
1 mała czerwona cebula
1 żółta papryka
Spora garść czarnych oliwek
1 średnia oberżyna
1 duża cukinia
3-4 ząbki czosnku vanilla
1 łyżeczka suszonego oregano,
250g pomidorków koktajlowych (pomodorino)
300g tortelloni nadziewanego kilkoma serami (np. edam, ricotta, emmentaler, grana padano, gorgonzola)
Oliwa z oliwek
Kilka gałązek świeżej bazylii do przybrania
Sól
Oberżyne kroimy na krążki, krążki kroimy na ćwiartki, układamy warstami w żaroodpornym naczyniu razem z pomidorkami posypujemy świeżo zmieloną solą, oregano i polewamy odrbiną oliwy. Skrapiamy sokiem z cytryny. Dodajemy ząbki czosnku, wystarczy je tylko zmiażdżyć nie trzeba obierać łupinek. Pieczemy w 200C ok 20-30 min, bądź do czasu gdy oberżyna będzie miękka a pomidorki popękają.
Cukinie kroimy na skośne talaki , z papryki usuwamy gniazdo nasienne, i kroimy na długie paski, cebulkę na ćwiartki. Wszystko lekko opruszamy solą i grilujemy bądź pieczemy wszystko ok 10-15 min.Halloumi kroimy na 1 cm kawałki i smażymy na patelni z niewielką ilością oliwy aż nabierze złotego koloru. (Ok. 1 min z każdej strony).Gotujemy tortelloni wg przepisu. Zwykle wrzuca sie je na 3-4 min na osoloną wode z kroplą oliwy. Odsączamy.
Wszystkie składniki łączymy na dużym półmisku, dodajemy oliwki i przybieramy listkami bazylii. Skrapiamy łyżką oliwy. Pyszne na ciepło i na zimno, świetnie się sprawdza jako danie obiadowe, czy dodatek. Z podanej ilości składników wychodzi spora porcja na ok. 4 osoby. Bon appetit!
...czyli, żegnaj świnko! przyjemności naszej krzynko... :)
Świnka, poczciwe zwierzątko, ponoć mądrzejsze niż pies i charakterniejsze niż kot . Lubimy sobie od czasu do czasu pokontemplować arkana tego bogatego wieprzowego wnętrza. Ostatnimi czasy pochyliliśmy się z uwagą nad fenomenem polędwiczki (przyżądzonej na sposób koreański). Zgłębianie poszło jak po maśle, w mgnieniu oka dobrnęliśmy do sedna (i jednocześnie do końca talerza). Wysysając sztućce postanowiliśmy przyznać tejże części wnętrza świnki oceny celujące.
Występują:
1 łyżeczka ziaren sezamu
400g liści szpinaku
2 ząbki czosnku, pokrojonego na bardzo cienkie plasterki
3 zielone cebulki, posiekane
0,5 łyżeczki pieprzu kajeńskiego
300 g polędwiczki wieprzowej, pociętej na grube paski
2 łyżki oleju
2 łyżeczki oleju sezamowego
2 łyżki sosu sojowego
2 łyżeczki cukru
Sezam prażymy na średnim ogniu, na ‘suchej’ patelni, potrząsając ją nieustannie, 3- 4min. kiedy ziarenka się zezłocą szybko zdejmujemy je z ognia. Płukamy szpinak, jesli trzeba usuwamy twarde ogonki liści. Czosnek, cebulkę, pieprz kajeński i polędwicę łączymy w misce (Czasem obok polędwicy dorzucam tez dużą garść boczniaków lub innych grzybków, czasem też zostawim miksturę na pół godziny, w lodówce ale naprawde nie jest to konieczne).
Podgrzewamy olej i olej sezamowy na patelni z grubym dnem lub woku i wrzucamy świnkę z przyprawami, robimy to w trzech turach, żeby na patelni nie było zbyt tłoczno i nadmiar płynu mógł odparować. Po wszystkim odkładamy świnkę na stronę. Na patelnie wlewamy sos sojowy i dodajemy cukier a nastepnie szpinak, lekko mieszamy, przykrywamy i zostawiamy na 2 minuty po czym następuje powrót świnki na patelnię i posypanie ziarnami sezamu. Podajemy z białym ryżem i warzywkami. wg uznania. Bon Appetit!